stycznia 09, 2018

recenzja filmu Kochankowie z księżyca (Moonrise Kingdom)


W ostatni piątkowy wieczór miałam okazję obejrzeć film pt. Kochankowie z księżyca reżyserii W. Andersona. Dziś już 48 letniego Teksańczyka, z wykształcenia filozofa. Już na wstępie można domyślić się więc,że film w swoim przekazie będzie specyficzny (tak tez się stało, ale po kolei). 

Kochankowie z księżyca to produkcja dziwna, atrakcyjnie ekscentryczna i zarazem niebywale dowcipna. W tym samym filmie, na przeciwko siebie możemy spotkać Billa Murray'a i Bruce Willis'a (było to dla mnie sporym zaskoczeniem, ponieważ nie miałam okazji oglądać filmu z tą dwójką razem). Wes Anderson w swojej produkcji przywołał przykład młodej miłości, która musi zmagać się z wieloma przeciwnościami losu. W moim odczuciu film jest przemyślany w każdym najdrobniejszym szczególe. Od kompozycji, muzykę po dialogi i błyskotliwe myśli bohaterów. Wyróżnia się niekonwencjonalną, dysfunkcyjną przestrzenią, z której wykluczono współczesny świat, mimo iż w świecie lat 60. XX wieku jest osadzony. Bohaterowie komunikują się między sobą swoim prywatnym językiem, który funkcjonuje na płaszczyźnie dosłowności i jednocześnie symbolu. Świat jest zamknięty, a bohaterowie tego świata żyją w swoistym domu dla lalek. Mimo iż na początku fabuła wydaje się być trywialna, trywialna zdecydowanie nie jest. Wymaga głębszego zastanowienia. 
Co ważne, w większości filmów szaleństwo ukazuje się tajemniczo, mrocznie, jednak pod początkową osłoną zdrowego rozsądku bohatera. Tutaj mamy do czynienia z czymś zupełnie odmiennym. Anderson od razu wykłada przysłowiową kawę na ławę. Po zachowaniach dzieci od razu możemy domyślić się na co cierpią, jaka jest ich psychika i do czego są zdolne.

Reżyser przenosi nas do roku 1965. Akcja dzieje się w małym angielskim nadmorskim miasteczku, określanym New Penzance, do którego trudno się dostać. Chłopiec - Sam Shakusky, ucieka z obozu harcerskiego Ivanhoe.W tym samym czasie ucieka także jego przyjaciółka korespondencyjna Suzy Bishop. Widzieli się raz - na przedstawieniu organizowanym przez szkółkę niedzielną. Suzy gra w nim kruka. 
Sam jest nielubiany wśród pozostałych harcerzy, którzy uważają go za dziwaka. Jego rodzice zmarli, a rodzina zastępcza wysłała go na obóz, ponieważ sobie z nim nie radzili. Niebywale mądry, jak na swój wiek, nosi czapkę z szopa i pali kukurydziane fajki, doskonale odczytuje mapy. Ona zaś uwielbia powieści sci-fi i muzykę Francoise' a Hardy' ego, której słucha na przenośnym odtwarzaczu płyt młodszego brata. Często szpieguje swoich rodziców i przyjaciół za pomocą lornetek, nigdzie się bez niej nie rusza. Jest niezwykle emocjonalna i przez to wybuchowa. 

Ucieczka dzieci zaburza początkowy obraz sielanki. Naświetlony zostaje kryzys starszego pokolenia. Bill Murray i Frances McDormand są rodzicami Suzy' ego. Ich małżeństwo się rozpada, śpią w pojedynczym łóżku, prawie nigdy nie spotykają się ze sobą, wymieniają komunikaty przez megafon.  Bruce Willis jest dowódcą policji, samotnym i przygnębionym. Mały aneks kuchenny, przy którym przygotowuje posiłek dla Sama, doskonale odzwierciedla jego głęboką samotność, a Edward Norton jest przywódcą drużyny harcerskiej, niedorzeczny, ale dostojny w komicznych długich skarpetkach, nie może opanować grupki harcerzy.

Chyba nikt poza Andersonem nie mógłby wymyślić takiej sceny, w której dwóm młodym kochankom nakazano stanąć przy trampolinie, aby poważnie przemyśleć kwestie ślubu(!), podczas gdy na wskazanej trampolinie nieznany chłopiec demonstruje atletyczne skoki.

Film umila muzyka Benjamina Brittena, która jest ciekawym wyrazem tego parochialnego, wyspiarskiego zakątka Ameryki. Wywołuje nostalgię. Stworzona estetyka filmu natomiast służy przeciwcyfrowemu, niemal ręcznie konstruowanemu kinu, które ma niezwykłą zdolność wyczarowania charakterystycznego świata - samego w sobie. Wszystkie dziwactwa zaobserwowane w filmie wspaniale do siebie pasują, co stwarza ekscytującą fabułę. 

Co tu dużo mówić. Jeśli ktoś z Was jeszcze nie oglądał tego filmu, to szczerze go polecam. ;)

15 komentarzy:

  1. Brzmi świetnie, muszę go obejrzeć ❤
    My blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Na poczatek wspomne tylko, bo nie wytrzEmaaaam ! Mialam obejrzec ten film! Dzieki za przypomnienie. Juz sam tytul jest intrygujacy. No, LUNA by nie zwrocila uwagi xd
    Jeżuniu, mam atak kotow teraz :D Dajcie mi to napisac, zwierzeta moje, a nie mi sie wtrazolacie na koldre...
    Czy rowniez zwrocilas na film uwage przez to jak zostal nagrany? Wydaje mi sie, ze jakos to za sprawa zoltego filtru(?) odbiera go sie za taki jakis sielski, swoj, przytulny( przytulna produkcja , brawo Mira tak, tak :D)?
    Lubie takie filmy Ci powiem, mozna sobie wejsc na dwie godzinki do innego swiata i pomyslec nad egzystencja :)
    Ogladalas moze Amelie? Jeden z moich ulubionych, egscentrycznych filmow ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Cieszę się,że mogłam przypomnieć Ci o tym filmie moją recenzją. ;) Szczególnie,że masz nick, który nawiązuje do tytułu. ;) Też mam kota, ale w rodzinnej miejscowości. ;p
      Tak, oczywiście masz rację z odcieniem tego filmu. Nie pisałam o tym w recenzji, ale jest to świetne uzupełnienie. ;)
      Oczywiście,że oglądałam Amelie. Swego czasu namiętnie maltretowałam na yt sountrack do tego filmu. ;)

      Usuń
    2. Odpowiedz u mnie na blogu, jak co :)
      Juz rozumiem dlaczego to wybralas na pierwsza recenzje . Oh, czemu tak daleko? Koty to zycie !
      ( a tu odpowiedz Karmnika : "wole psy")
      Chyba kazdy zna ten soundtrack, co wspomne o filmie, moze nikt nie kojarzyc, ale piosenki kazdemu sie o uszy obily.
      Zanucilabym, piszac, ale nie pamietam jak to lecialo pisemnie. Tum tu rum tum? Xd

      Usuń
  3. słyszałam o tym filmie ale jeszcze nie oglądałam, zapowiada się interesująco więc dodaję go listy "do obejrzenia" ;)

    https://justbasicstyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten film jest na mojej liście do obejrzenia już bardzo długo. Ja tam lubię takie trochę dziwaczne filmy. :D Może w końcu znajdę na niego czas. Bardzo przyjemnie czytało się Twój tekst. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądałam kiedyś, ale nie wywar na mnie wielkiego wrażenia. Ot, taki filmik do obejrzenia i zapomnienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem. każdy ma prawo do swojego zdania. ja akurat dostrzegłam w nim głębie. ;)
      dziękuję za opinię! ;)

      Usuń
  6. już kiedyś miałam zamiar obejrzeć ten film, muszę się za to zabrać :) pozdrawiamy i zapraszamy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro polecasz, to w wolnej chwili się skuszę! Obserwuję :)
    blog | instagram

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze powiem, że pierwszy raz o nim słyszę (a raczej czytam). Muszę się z nim bliżej zapoznać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już gdzieś słyszałam o tym filmie - nawet widziałam zwiastun ale nie kojarze gdzie. Jak to mówią "Dzwony biją ale nie wiadomo w którym kościele" ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie spotkałam się z tytułem, ale myślę, że to film w sam raz dla mnie :) Już wiem co będę oglądać w ten weekend :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 karmnik kulturowy , Blogger